Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pracowni Kinga, która znów znajdowała się tuż pod jego własną pracownią, i popędził chłopca korytarzem w górę ku sali, wyznaczonej na uświęcone bankiety Trzeciej przygotowawczej. Wynurzywszy się stamtąd silnie rozczochrany, wrócił do swej pracowni, gdzie zastał Stalky’ego, M’Turka i innych przy obfitem „korycie“ — na które składała się kawa, kakao, babka, świeży chleb, jeszcze gorący i dymiący, sardynki, kiełbasa, pasta z szynki i ozora, sardele, trzy rodzaje konfitur i tyleż funtów Devonshirskiego kremu.
— Jak Boga kocham! — wykrzyknął, rzucając się na jedzenie — Któż to funduje, Stalky?
Był tylko miesiąc do końca kursu, skutkiem czego w pracowniach od tygodni już panował blady głód.
— Ty! — rzekł pogodnie Stalky.
— Bodaj cię jasny piorun! Z pewnością zastawiłeś moje niedzielne portki!
— Nie irytuj się... Tylko zegarek.
— Zegarek! Zgubiłem go — przed paru tygodniami za Burrows, kiedyśmy próbowali wystrzelić starą przybitkę — wtedy, co to nam pistolet rozerwało...
— Zegarek wypadł ci z kieszeni (jesteś cholerycznie roztargniony, Beetle) i M’Turk i ja przechowywaliśmy go dla ciebie. Nosiłem go przez tydzień, a tyś nawet nie zauważył. Dziś popołudniu zaniosłem go do Bideford. Dostałem trzynaście szylingów i siedem szóstek. Tu masz kartkę z lombiku.