Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dostarczanie dowodu nie będzie niepodobieństwem dla sierżanta. Przynajmniej w moim domu uchodzi foxy za niezwyciężonego w wyłapywaniu krętaczów. Z całą pewnością palili gdzieś i pili. Chłopcy tego typu zawsze to robią. Zdaje się im, że to po męsku.
— Ale oni mało z kim się w szkole wdają, a wobec młodszych są wyraźnie — no — brutalni — rzekł Prout, który widział zdaleka, jak Beetle oddawał z procentem siatkę na motyle zapłakanemu mikrusowi.
— Oczywiście! Uważają się za wyższych ponad zwykle rozrywki. Małe zarozumiałe bydlątka! W tym szyderskim celtyckim uśmiechu M’Turka jest coś, co mnie trochę by denerwowało. A jak starannie oni się zawsze ze wszystkiem kryją! Ich bezczelność jest wprost na zimno obmyślana, z góry ułożona. Jak pan wie, jestem bezwzględnym przeciwnikiem wtrącania się do spraw cudzych domów, ale tym chłopcom trzeba dać nauczkę, Prout, i to dobrą nauczkę, jeśli chcemy poskromić bodaj tylko ich wybujałą pewność siebie. Gdybym był na pańskiem miejscu, zająłbym się przez jaki tydzień ich sprawkami. Chłopcy tego rodzaju — być może, że sobie pochlebiam, ale ja myślę, że chłopców znam — nie wstępują do Łowców Pluskiew bez kozery. Niech pan powie sierżantowi, aby miał oczy otwarte; ja też czasem będę uważał podczas swych wędrówek.