Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ti—ra—la—la—i—tu! Oto ma pieśń zwycięska! Słuchajcie!
Stalky, wciąż jeszcze wirując na piętach, pobiegł do jadalni, jak tańczący derwisz.
Ta—ra—la—la—i—tu! Oto ma pieśń zwycięska! Słuchajcie! — piruetował za nim Beetle z rozkrzyżowanemi ramionami.
Ti—ra—la—la—i—tu! Oto pieśń mego zwycięstwa! Słuchajcie! — zaskrzeczał głos M’Turka.
Ale, gdy go mijali, czy zalatywało od nich piwem, czy nie?
Nieszczęście jego tkwiło w tem iż jego sumienie gospodarza domu kazało mu zasięgnąć rady u kolegów. Gdyby był powędrował ze swą fajką i kłopotami do pokoju małego Hartoppa, byłby sobie może oszczędził wstydu. Bo Hartopp miał do chłopców zaufanie i niejedno o nich wiedział. Los skierował go do Kinga, również gospodarza domu, ale niezbyt mu życzliwego, a nienawidzącego gorliwie Stalky’Ego i Sp.
— A — ha! — rzekł King, zacierając ręce po wysłuchaniu historji — Ciekawe! W moim domu nigdy nikomu coś podobnego na myśl nawet nie przyjdzie.
— Widzi pan — prawdę mówiąc, nie mam dowodu!
— Dowodu? Dla naszego znakomitego Beetle’a! Jak gdyby go było potrzeba! Przypuszczam, że