Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ty?! — zawołał Dzieciuch zdziwiony.
Ebenezar istotnie przypominał przedewszystkiem kota perskiego ze starannie utrzymaną sierścią.
— Tak jest — ja! — rzekł Ebenezar — Nie było tego dużo, ale, według tego co ty, Dick, opowiadałeś, był to też zbieg okoliczności, bo ja depeszowałem:

Aladyn odzyskał swą żonę,
Wasz cesarz się udobruchał,
Lepiej żebyś już ożył,
Wszyscy będą zadowoleni.

Nie wiem nawet, jak się to stało, że ten stary kuplet przyszedł mi na myśl. Depesza nie była bynajmniej kompromitująca, a ja byłem pewny, że mu doda odwagi. Jedno się tylko nie zgadzało, mianowicie: Cesarzowi daleko było do udobruchania się. Stalky wyrwał się wreszcie jakoś ze swych gór i w jak najlepszym humorze przyjechał do Simli, gdzie miał być oddany na ofiarę.
— Przepraszam! — wtrąciłem — Chyba Wódz Naczelny…
— Naczelny Wódz wyobrażał sobie, że besztając młodego, ledwo mianowanego kapitana — jak swego czasu King zwykł był besztać nas — trzymał w swych rękach ster rządów całego cesarstwa, równocześnie zaś Von Lennaert podjudzał go. Kto wie nawet, czy nie Von Lennaert podsunął mu tę myśl.
— W takim razie — rzekłem — od czasu, kiedy ja tam byłem, stosunki zmieniły się na gorsze.