Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chcecie uszczęśliwić Sikha, dajcie mu tylko skrzynię amunicji, a on będzie jak w raju.

— No i wyszedł! — mówił dalej Dick IV. — Jak tylko się ściemniło i trochę sobie pojedli, on i trzydziestu Sikhów zeszło po schodach w baszcie, salutując ciało małego Everetta, oparte w pionowej pozycji o ścianę. Ostatnie słowa Stalky’ego były: Kubbadar! Tumbleinga![1] poczem potumbleingowali w czarną nicość! Tuż koło dziewiątej rozpoczął się skombinowany atak: Khye-Kheenowie zachodzili nam z boku przez dolinę a Malotowie nawprost, strzelając z wielkiej odległości i wzywając się wzajemnie do poderżnięcia naszych niewiernych gardeł. Następnie podsunęli się aż pod bramę i zaczęli starą komedję, przezywając naszych Pathanów renegatami i wzywając ich do połączenia się z nimi w świętej wojnie. Jeden z naszych ludzi, młody chłopak z Dera Ismail, chcąc im odpowiedzieć, wyskoczył na mur, ale w tej chwili zeskoczył znowu, becząc jak dziecko. Raniono go w sam środek dłoni. Nie widziałem jeszcze nikogo, kto by mógł wytrzymać tę ranę, nie płacząc gorzko. Szarpie wszystkiemi nerwami. Wobec tego Tertius chwycił za karabin i bijąc po łbach, zdołał przecie utrzymać tych drabów przy strzelnicach. Przyjemniaczki chciały otworzyć bramę i hurmą rzucić się na atakujących, ale to nie zgadzało się z naszemi planami.

  1. Uważajcie, żebyście nie zlecieli!