Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nareszcie, około północy, usłyszałem uop, uop, uop karabinów Stalky’ego z drugiej strony doliny, a równocześnie ogólne wymyślanie wśród Malotów, których główne siły znajdowały się niedaleko, ukryte za wyniosłością w terenie na zboczu. Stalky grzał ich co się zowie, to też, rozumie się, oni zwrócili się czem prędzej na prawo i zaczęli ostrzeliwać swych niewiernych sojuszników — Khye-Kheenów — regularnemi salwami. W dziesięć minut po rozpoczęciu przez Stalky’ego dywersji, po obu stronach doliny zabawa już była, jak złoto. O ile można było widzieć, dolina przedstawiała widok bardzo urozmaicony. Khye-Kheenowie wysypali się ze swych okopów nad wąwozem i lecieli na Malotów, a Stalky — obserwowałem go przez lornetkę — skradał się za nimi. Doskonale. Khye-Kheenowie musieli przejść całą długość zbocza doliny aż do miejsca, gdzie można było przejść przez wąwóz i rzucić się na Malotów. Ci ostatni nie posiadali się z radości, widząc, że Khye-Kheenowie są atakowani od tyłu.
Wtedy mnie znowu przyszło na myśl dodać ducha Khye-Kheenom. Wobec tego, wyszedłszy z całą załogą, posunąłem się à la pas de charge, biorąc w ten sposób we dwa ognie to, co — aby być łatwiej zrozumianym — nazwę lewem skrzydłem Malotów. Nawet wówczas, gdyby byli zapomnieli o swych sporach, mogli nas byli rozbić w puch, jak nic, ale pół nocy już zeszło im na wzajemnem ostrzeliwaniu