Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pusem ekspedycyjnym, to draństwo mało nie wyzdychało z samego strachu? Otóż oba plemiona — bo oni zawarli przeciw nam sojusz — przyszły do nas bez strzału: Kupa kudłatych drabów, którzy nad swemi ludźmi nie mieli większej władzy, niż ja, no i te draby, obiecały i przysięgły najrozmaitsze rzeczy. Na tej bardzo wątłej i kruchej podstawie, Kiciuniu słodka…
— Ja byłem wtedy w Simli — rzekł Ebenezar pośpiesznie.
— Nic nie szkodzi, wszyscy jesteście tego samego kalibru! Otóż na podstawie takich groszowych traktatów wy, osły z Departamentu Politycznego, ogłosiliście, że kraj jest spacyfikowany, zaś rząd, zwarjowany, jak zwykle, zabrał się do bicia dróg — w zupełności zdając się na lokalne siły robocze. Przypominasz sobie to, Kiciu? Koledzy, którzy właściwie nic podczas tej kampanji nie wdzieli, byli pewni, że tu już nie będzie nic do roboty i chcieli wracać jak najprędzej do Indyj, ale ja, który już brałem udział w takich małych awanturach, miałem pewne wątpliwości. Wobec tego wepchałem się summo ingenio na stanowisko komendanta patrolu drogowego — żadne wywijanie łopatą, tylko, uważacie, przyjemny spacerek tam i nazad ze strażą. Wycofano wszystko wojsko, jakie tylko można było wycofać, mnie jednak udało się zebrać koło siebie około czterdziestu Pathanów, zwerbowanych prze-