Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czekaj! — zawołał M’Turk — Tu jest vol — voluntate quidnam bez niczego.
— Zaraz o tem pomyślimy. Quidnam pójdzie po Dolabelli.
— Poczciwy, stary Dolabella — mruknął Stalky — Nie złamcie go! Jaka okropna jest ta proza Cicerona, nieprawdaż? Powinienby nam być wdzięczny…
— Hallo! — zawołał M’Turk, pochylony nad inną kolumną — Co mi dacie za wspaniałą odę? Qui… quis, o, to Quis multa gracilis, jak Boga kocham.
— Dawaj tu. Tuśmy mleko już dość osłodzili! — rzekł Stalky po kilku minutach gorliwej pracy — Nigdy nie potrzebnie nie bijcie swych psów.
Quis munditiis? — zaczął Beetle, nie składając szczypców — Słowo daję, że to bycze! Czy ten znak zapytania nie fajno tu wygląda? Heu quoties fidem! To brzmi tak, jakby ten chłop czegoś się pietrał i nie wiedział, co z sobą począć. Cui flavam religas in rosa — którego woń uciekła w różę — Mutatosque Deos flebit in antro.
— Płaczący w grocie niemi bogowie! — poddał Stalky — Jak Boga mego, Horacy potrzebuje nad sobą takiego samego dozoru, jak — Tulke.
Redagowali go gorliwie, aż się tak ściemniło, że już nic nie było widać.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·