Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niema co gadać, on ją pocałował! — wtrącił M’Turk — Na samym środku ulicy. W czapce mundurowej na głowie.
— Godzina 3.57 m. pop. Zapamiętajcie to sobie. Co chciałeś powiedzieć, Beetle?
— Otóż widzicie. On nie kłamie. Może powiedzieć, że to ona go pocałowała.
— A wtedy co będzie?
— Wtedy? Jakto co? — zawołał Beetle, podskakując z radości na samą myśl o tem. — Czy nie rozumiecie jeszcze? Przecież stąd chyba wniosek jasny, że Szósta Klasa nie może się obronić przeciw publicznym zniewagom, a nawet porwaniu. To znaczy, że trzeba chyba, aby niańki chodziły z nimi na spacer. Wystarczy szepnąć to tylko w budzie — tożby się Szósta Klasa wkopała!
— Jak Boga mego! — ucieszył się Stalky — Dobrze się kończy nasz ostatni kurs. A teraz syp i popraw tę swoją szmatę, ja i Turkey pomożemy ci. Wejdziemy od tyłu, poco nam niepokoić Randalla.
— Tylko nie naróbcie mi zamieszania — mówił Beetle, wiedząc dobrze, czego się może spodziewać po pomocy przyjaciół, ale z drugiej strony nie mogąc wytrzymać, aby się swem znaczeniem przed nimi nie popisać. Jego własne terytorjum stanowiła znajdująca się za drukarnią Randalla mała komórka, w której Beetle’owi zdawało się czasem, że jest naczelnym redaktorem Times’a. Tu, pod kierunkiem