Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mówił Stalky, całując ją bez żadnych złych następstw.
— Ty — ty — ty! — zaczęła Mary, zanosząc się od śmiechu.
— W Northam one są lepsze, bardziej szczodre. W Northam one nam pocałunki oddają — ciągnął dalej Stalky, podczas gdy M’Turk z całą powagą obtańcowywał mamę Yeo.
Kiedy zasiedli do bitej śmietany z konfiturami i gorącym chlebem, Beetle zwiastował Mary smutną nowinę.
— Tak jest, Mary, już nigdy więcej się nie zobaczymy. Pojedziemy sobie i zostaniemy pastorami i misjonarzami.
— Baczność! — wykrzyknął M’Turk, który patrzył w ulicę z poza zasłony w oknie — Rozumie się, Tulke szedł za nami. Widzicie go? Idzie ulicą…
— My nie jesteśmy wyjęci z granic! — uspokajała ich mama Yeo — Możecie tu siedzieć spokojnie.
To rzekłszy, potoczyła się do pokoju w głębi, gdzie siadła i zaczęła robić kasę.
— Mary! — rzekł Stalky nagle z tragicznym akcentem — Czy ty mnie kochasz?
— Pewnie! Powiedziałam ci to przecież, gdy byłeś jeszcze taki mały — odpowiedziała dziewczyna.
— Widzisz tego chłopca na ulicy? — Stalky pokazał jej nic nie przeczuwającego Tulke’go — Jego