Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Drzwi w głębi otwarły się i, niosąc wazę ubitej śmietany, weszła Mary. jasnowłosa, błękitnooka dziewczyna, a rumiana jak jabłuszko. Beetle pocałował ją, za jego przykładem z zimną krwią poszedł Turky. Obaj dostali natychmiast po szturchańcu.
— Nie całuje się nigdy dziewczyny, gdy można pocałować samą gospodynią! — rzekł Stalky, mrugając bezczelnie jednem okiem na matkę Yeo i przeglądając równocześnie słoiki konfitur na półce.
— Cieszy mnie, że przynajmniej jednemu z was nie spieszno, aby oberwać po buzi — odezwała się Marja, zwracając się ku niemu z wyzywającą miną.
— Wielkie rzeczy! Ja mogę się dać śmiało pocałować!
— Nie doczekasz się, żebym ja cię pocałowała — urwiszu jeden!
— Ani mi się śniło. Mało to dziewcząt w Northam? A w Appledore?
Niemożliwy do naśladowania grymas napół lekceważenia, napół urazy podkreślił tę odpowiedź.
— Aj, kochanie! Ty źle skończysz! Dlaczego tak wąchasz śmietanę?
— Zdaje mi się, że skwaśniała — odpowiedział Stalky — Powąchaj sama.
Mary lekkomyślnie zastosowała się do jego życzenia.

W Bidefordzie całuj,
Nie żałuj!