Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co to, do ciężkiej choroby, za jakiś Raymond Martin, M. P.? — pytał Beetle, przeczytawszy w korytarzu ogłoszenie o odczycie — Czemu to bydło pcha się do nas zawsze w sobotę?
— Och, Ruomeo, Ruomeo! Dlaczego jesteś Ruomeo? — mówił M’Turk, czytając mu przez ramię i cytując artystę z ostatniego półrocza — Nic nie szkodzi, wierzmy, że w każdym razie on będzie lepszy od niej. Stalky, jesteś ty należycie patrjotycznie usposobiony? Jeśli nie, ten drab zabierze się do ciebie!
— To przecie nie będzie trwało cały wieczór. Ostatecznie można posłuchać, co powie.
— Za żadne skarby świata nie opuściłbym tego odczytu — mówił M’Turk — Chłopcy mówili, że ta baba, wołająca wciąż Ruomeo — Ruomeo — to była piła. Ja nie mówiłem nic, mnie się ona podobała. A dopiero jak dostała w samym środku tyrady czkawki! Może i on czkawki dostanie? Pamiętajcie, kto pierwszy wejdzie do sali gimnastycznej, niech zachowa miejsca dla wszystkich trzech.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Niemało oczu obserwowało Mr. Raymonda Martin’a M. P., kiedy zajeżdżał przed dom rektora. Nowoprzybyły, bez śladu jakiegoś zdenerwowania, wysiadł z powozu w jak najlepszym humorze i pełen życia.