Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gości dwuch stóp i opasał się trzcinową obręczą. Stalky poprowadził ich w głąb lądu do lasku, znajdującego się o jakie ćwierć mili od morza i tu zatrzymał się u skraju jeżyn.
Teraz możemy zejść prosto na dół przez krzaki i nie pokazać się więcej — mówił taktyk — Beetle, syp naprzód zbadać teren. Fu! Gdzieś tu wściekle śmierdzi lisem.
Beetle na czworakach, wyjąwszy, kiedy łapał spadające okulary, zaczął się czołgać przez kolczasty gąszcz i właśnie wśród jęków bólu oznajmił, iż znalazł bardzo piękny lisi przesmyk. Dobrze się to dla niego składało, bo Stalky szczypał go a tergo. Tym tunelem czołgali się na dół. Był to widocznie gościniec mieszkańców wąwozu, prowadzący, ku niewypowiedzianej radości chłopców, na sam skraj skały nadbrzeżnej i kończący się kilku kwadratowemi stopami suchej murawy, ze wszystkich stron otoczonej ścianami nieprzeniknionych kolczastych zarośli.
— Słowo daję, tu dopiero można się położyć! — rzekł Stalky, chowając nóż do kieszeni — Patrzcie!
Rozsunął tęgie łodygi przed sobą i zdawało się, jak gdyby nagle otworzyło się okno na daleką panoramę Lundy. O dwieście stóp pod nimi falujące morze leniwo obwąchiwało żwir nadbrzeżny. Słychać było młode kawki, pokrzykujące na rafach, poświstywanie i zgiełk jakiegoś niewidzialnego jastrzębiego gniazda; zaś Stalky z wielką powagą