Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łazienek, podczas kiedy członkowie drużyn się myli. Wrzeszczeli hurra, ile razy udało im się zobaczyć małego Crandalla, a jeszcze głośniej wołali hurra po modlitwie, kiedy pojawili się Starzy Chłopcy, w strojach wieczornych i podkręcając swobodnie wąsa, lecz zamiast stanąć wśród nauczycieli, ustawili się szeregiem pod ścianą, tuż przed szeregiem prefektów, a rektor wywoływał ich także — major minor, tertius, jak za dawnych czasów.
— Wszystko — to bardzo piękne! — odezwał się rektor po obiedzie — ale chłopcy zaczynają się wymykać trochę z rąk. Obawiam się, że z tego wynikną później nieprzyjemności. Dobrzebyś zrobił, Crandall, gdybyś poszedł spać jak najwcześniej. Sypialnia będzie na ciebie czekać. Nie wiem, jakie zawrotne wyżyny osiągniesz w swej karjerze, ale pewien jestem, że nigdy nie spotkasz się z tak absolutnem uwielbieniem, jak dziś!
— Niech się dadzą wypchać z całem uwielbieniem. Wolałbym skończyć cygaro.
— To szczere złoto — idź, gdzie sława cię czeka, Crandall-minor.
Jako tło miała tej apoteozie służyć mansarda o dziesięciu łóżkach, połączona z trzema sąsiedniemi sypialniami, do których wyjęto drzwi. Gaz płonął nad skromnemi, zwyczajnemi umywalniami z białego drzewa sosnowego. Przeciągi gwizdały bezustannie, a przez okna, nie zasłonięte roletami, wi-