Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dać było morze, prące falami na płaski, piasczysty brzeg.
— To samo stare łóżko — prawdopodobnie ten sam stary materac — mówił Crandall, ziewając — Wszystko to samo. Och, ale mnie kości bolą. Nie miałem wyobrażenia, że wy, smarkacze, potraficie tak grać — to mówiąc, roztarł sobie stłuczoną kostkę — Każdemu z nas dostało się coś na pamiątkę.
Kilka minut minęło, zanim poczuli się jakoś swobodniej i zwłaszcza uczuli się spokojniejszymi, gdy Crandall odwrócił się i uklęknąwszy zmówił pacierz — ceremonja, którą zaniedbywał przez kilka lat.
— Oj, zapomniałem! Bardzo mi przykro, zapomniałem zgasić światło.
— Nic nie szkodzi! — uspokajał go prefekt dormitaża — To należy do Worthingtona.
Dwunastoletni chłopaczek w koszuli nocnej, czekający, kiedy wreszcie on będzie mógł pokazać się na widowni, wyskoczył z łóżka i zgasił światło, wspinając się po umywalniach.
— A co robicie, gdy on śpi? — zapytał Crandall, śmiejąc się.
— Pcha mu się mokrą chustkę pod szyję.
— Za moich czasów to była mokra gąbka. A to co? Co się dzieje?