Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Abo ja wiem! Ale słuchaj — pytał Beetle ze złośliwym uśmiechem — cóż mam mu powiedzieć? On się wścieka ze złości.
— Gdyby rektor ogłosił na korytarzu zakaz gry w kule, mógłbym coś zrobić, nie mogę jednak interwenjować na żądanie samego dyrektora. King wie o tem tak samo dobrze jak i ja.
Beetle, nie zmiękczając oczywiście ani odrobiny wyrażeń, powtórzył to „oraculum“ Kingowi, a King natychmiast poleciał do Flinta.
Ten Flint był w zakładzie już siedem i pół lat, wliczając w to pół roku pensji jakiegoś korepetytora londyńskiego, z której, stęskniony, wrócił znów do rektora po ostateczne tym razem przygotowanie do szkoły wojskowej. W zakładzie znajdowało się czterech do pięciu takich starszych chłopców, nie mówiąc o tych, którzy, wypędzeni z innych zakładów za brutalność czy brak wychowania, zostali zwolna przez rektora należycie oszlifowani. To nie był uczniak z szóstej klasy; z takim trzeba było postępować ostrożnie, w rękawiczkach. King wkrótce przekonał się o tem.
— Czy mam przez to rozumieć, Flint, że masz zamiar pozwalać na gry publiczne pod oknami swej pracowni? Jeśli tak, nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć jedno tylko...
Tu King powiedział nie jedno, ale bardzo wiele rzeczy, zaś Flint słuchał grzecznie.