Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mojem zdaniem powinieneś zostać na miesiąc wykluczony od naszego koryta!
— Cicho bądź! Bo jak ci dam...
— Cicho? Ależ — ależ mamy tydzień aresztu! — M’Turk ryczał prawie, tak okropną wydała mu się ta sytuacja — Lanie od Kinga — pięćset wierszy — i prócz tego tydzień aresztu! Może chcesz, żebym cię za to jeszcze w rękę pocałował, bydlę jedno?
— Przestań pyskować na chwilę. Chciałbym wiedzieć, po jakiego djabła rektor tam wlazł?
— Nic łatwiejszego! — zaczął tłumaczyć M’Turk — Był zupełnie zdrów i w jak najlepszym humorze. Spodobało mu się zawiązać romans z matką Stettson’a starszego. To ona była tam na ścieżce, poznałem ją po głosie. I żebyś sobie wiedział, że to w obecności matki eksternisty kazano nam dać w skórę. W dodatku baba stara i chuda, jak tyka. Może jeszcze czegoś chciałbyś się dowiedzieć?
— Gwiżdżę na to! — mruknął Stalky — Przyjdzie czas, zapłacę mu za to.
— Bardzo wierzę! — mówił dalej M’Turk — Ekstra-baty, tydzień ciupy i pięćset... a ty jeszcze się stawiasz? Beetle, bierz go!
Stalky rzucił w ich stronę Wergilim.
Rektor wrócił następnego dnia bez żadnego wytłumaczenia i znalazł wiersze, czekające już na niego, a szkołę rozpuszczoną trochę pod zastępczemi rzą-