Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed nimi sam rektor — rektor, bawiący rzekomo daleko i przekupujący egzaminatorów — rektor przybrany fantastycznie w szkocki garnitur i kaszkiet do polowania.
— Rozumie się! — rzekł, kręcąc wąsa — Doskonale. Mogłem się był domyślić, że to wy. Wracajcie do zakładu, kłaniajcie się ode mnie Mr. Kingo’wi i poproście go, żeby wam wrzepił ekstra-baty. Ode mnie masz każdy po pięćset wierszy, które macie oddać jutro o piątej popołudniu. Oprócz tego tydzień domowego aresztu. Nie najstosowniejszy to czas na przekraczanie granic. Pamiętajcie sobie: Ekstra-baty!
Przeskoczywszy przez płot, zniknął tak nagle, jak przyszedł. Z urwistej, wgłębionej drogi słychać było kobiecy głos.
— O, stare Prusaczysko! — mówił Turk, podczas gdy głosy się oddalały — Stalky, to twoja wina, matole jeden!
— Trzeba mu dać lanie! — westchnął Beetle.
— Nie mogę. Ja znów muszę rzygać... Gwiżdżę na to, ale jak się King będzie sadził! Extra-baty, do wszystkich djabłów.
Stalky nietylko nie wiedział, co odpowiedzieć, ale nie mógł się nawet zdobyć na słodkie słówka, któremi mógłby udobruchać kolegów. Trójka wróciła do liceum i otrzymała chłostę, po którą ją posłano. King był zachwycony, ponieważ, ze względu