Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Turkey, zrób mu Ag-Ag.
Zrobiono mu natychmiast Ag-Ag. Sefton miał już za sobą drogo zdobyte doświadczenie blisko osiemnastu lat, a mimo to jeszcze go sobie nie cenił.
— Mówi, że my jesteśmy świnie. Na bok z nim. A teraz Campbell! O, byłbym zapomniał! Słuchaj, Campbell, zaco znęcałeś się nad Clewer’em?
Dopiero teraz trysnęły łzy — łzy gorące, błaganie o litość i nikczemne obietnice darowania wszystkiego. Niech się tylko przestaną znęcać, Campbell nigdy na nich nie podniesie ręki. Pytania posypały się znowu — z akompanjamentem przekonywających argumentów.
— Boli cię, Campbell? Co? Boli?
— Tak. Strasznie.
— Mówi, że go boli. Masz już dość?
— Dość, dość! Przysięgam, że dość! Och, przestańcie już!
— Mówi, że ma dość. Będziesz już pokorny?
— Będę.
— Mówi, że będzie pokorny. Będziesz pokorny, jak pies?
— Jak pies.
— Mówi, że będzie pokorny jak pies. Będziesz się jeszcze znęcał nad Clewer’em?
— Nie. Nieee!
— On mówi, że się już nad Clewer’em znęcać nie będzie. Ani nad nikim innym?