Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mówi, że nie. Ukołyszcie go do snu. Campbell może się przyglądać.
Do ukołysania chłopca do snu trzeba dwu rękawic bokserskich i trzech chłopców. Operacja ta również nie ma nic wspólnego ze swą nazwą. Kołysano Seftona tak długo, aż mu się oczy zapadły i zaczął charczeć, dysząc ciężko; dostał zawrotu głowy i zrobiło mu się niedobrze.
— Boże! — zawołał Campbell w swym kącie, blednąc.
— Na bok z nim! — mówił Stalky — Dajcie tu Campbella. Otóż teraz już zaczyna się znęcanie. Aj, byłbym zapomniał! Słuchaj, Campbell, dlaczego znęcaliście się nad Clewer’em? Wyjmij mu knebel z ust, niech odpowie.
— Ja — ja nie wiem. Och, puśćcie mnie! Przysięgam, że zawrę z wami pokój. Nie kołyszcie mnie.
Beczenie koźlęcia rozbestwia tygrysa. On mówi, że nie wie. Posadź go dobrze, Beetle. Daj mi rękawicę i włóż mu knebel do ust.
W milczeniu „kołysano“ Campbella sześćdziesiąt cztery razy.
— Skonam! — szepnął.
— On mówi, że skona. Usuńcie go. Dalej, Sefton. Och, byłbym zapomniał! Sefton, dlaczego znęcaliście się nad Clewer’em?
Nie nadająca się do druku odpowiedź bynajmniej nie zmieszała Stalky’ego.