Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy się znam? Ależ gdy byłem w budzie Maclagana w Londynie, urządzaliśmy walki kogutów w salonie i mały Maclagan nie śmiał nawet ani pisnąć. Prawda, tam traktowano nas jak dorosłych. Czy się znam? Zobaczysz.
— Mogę wstać? — jęknął Beetle, któremu Stalky usiadł na plecach.
— Cicho bądź, gnojku jeden. Będziesz się bił z Seffym!
— On mnie zabije!
— Wciągnijmy go do pracowni! — zaproponował Campbell — Tam będziemy mieli spokój i zupełną swobodę. Ja stanę naprzeciw M’Turk’a. Zawsze to lepsze niż młody Clewer.
— Dobra! — wykrzyknął z radością Sefton — Zdejmiemy im trzewiki — tylko im, my nie.
Rzucono Beetle’a i M’Turk’a na podłogę. Stalky wtoczył ich za fotel.
— A teraz powiążę was, Seffy i Campbell. Ja będę kierował walką. Co ty masz za łapy, Seffy! Chusteczka nie wystarcza! Nie masz gdzie porządnego szpagatu?
— W kącie leży cała masa sznurków — odpowiedział Sefton — Prędzej! Beetle, cielę głupie, przestań już smarkać! Będziemy mieli elegancką walkę kogutów. Zwyciężeni będą musieli śpiewać na cześć zwycięzców — hymny pochwalne na cześć