Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale to wściekle bolało!
— Pewnie że bolało. Bardzo inteligentny z ciebie chłoptaś, Beetle. Turkey cię wytarza po całej klasie. Żebyś wiedział, żeśmy się strasznie pokłócili i że to ja kazałem ci to robić. Daj mi swoją chustkę do nosa!
Przysposobiono Beetle’a do walki kogutów; następnie, nie poprzestając na związaniu go w kij, związano mu jeszcze sznurem kolana. W tej pozycji za najmniejszem pchnięciem Stalky’ego padał na podłogę i tarzał się w kurzu.
— Turkey, rozczochraj mu włosy. Tak. A teraz daj się również związać. Beczenie koźlęcia rozbestwia tygrysa. Obaj jesteście na mnie tak wściekli, że możecie tylko kląć. Pamiętajcie o tem. Ja wam kijem pomogę. Beetle, musisz beczeć.
— Zaraz. Dajcie mi chwilę czasu, żebym się mógł zasmarkać! — odpowiedział Beetle.
— Jazda! I pamiętajcie o beczeniu koźlęcia!
— Dajcie mi spokój, ścierwa! Pozwólcie mi wstać! Chcecie, żebym kolana połamał? Co za dranie! Dajcie mi już spokój, jak Boga kocham! To nie są żadne żarty!
Jęki Beetle’a były wprost arcydziełem, co się tyczy tonu.
— Wal go, Turkey! Kopniaka mu! Wytarzaj go dobrze! Z boku go! Nie bój się, Beetle, cholero głupia, Turkey, oddaj mu tego kopniaka!