Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Boże, ale też wtenczas byli okrutni tyrani — Fairburn, „Gobby“ Maunsell. —
— Pamiętasz, jak Gobby przezwał nas „Trzy ślepe myszy“, kazał nam włazić na szafę i śpiewać tam, a sam bombardował nas kałamarzami? — rzekł Stalky — To byli prawdziwi tyrani, jakby się kto pytał.
— Czegoś podobnego dziś już niema — zapewnił pogodnie M’Turk.
— Otóż co to, to się mylicie. Gdy nas nie boli, jesteśmy zawsze przekonani, — że wszystko jest w porządku. Sam nieraz zastanawiam się nad tem, czy sekowanie ustało już, czy nie.
— Mikrusy sekują się strasznie — oświadczył Beetle — Ale uczniowie wyższych klas obkuwają się podobno do egzaminów. Nie mają czasu na sekaturę.
— Co się stało? Co Padre chce powiedzieć? — zawołał Stalky, wpatrując się badawczo w twarz kapelana.
— Ja mam wątpliwości!
A naraz wybuchnął:
— Na Boga, jak na trzech średnio inteligentnych młodych ludzi nie jesteście zbyt przenikliwymi obserwatorami. Zdaje mi się, że zanadto byliście zajęci obmyślaniem kawałów dla swego gospodarza klasy, abyście mogli zauważyć, co się działo tuż pod waszym nosem, kiedyście to zeszłego tygodnia siedzieli w wspólnej sali.