Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przysłał pięć fajgli przez Keyte’a, ale on z pewnością odda przed świętami. Myśmy nie myśleli, że to co złego.
Prefektom całe godziny mijały na tych drobiazgach, mimo wszystko jednak nie mogli odkryć ani lichwy ani niczego, co przypominałoby niesłychane procenty Beetle’a. Starsi — stosownie do tradycyj szkolnych, które poza zakresem gier i sportu, nie wymagały żadnego posłuszeństwa dla prefektów — mówili im poprostu, aby się nie wtrącali do nieswoich spraw. Nikt za żadną cenę nie chciał nic powiedzieć. Harrison jest jednym idjotą, a Craye drugim; ale największym idjotą był, ich zdaniem, gospodarz domu.
Jak tylko się rzuci zarzewie jakiegoś zamieszania w dom — bez względu na to, czy on ma sumienie czyste czy nie, natychmiast rozpada się na grupy, stronnictwa, urządza małe zgromadzenia o zmroku, organizuje komitety po komórkach i latające mityngi na korytarzach. A jeśli jeszcze wówczas trzech złośliwych chłopców skrada się od jednej grupy do drugiej, z tajemniczemi minami, wołają „Cave“, gdy niema żadnego powodu do ostrożności, lub też szepcą „Nie mówcie nikomu“ i opowiadając improwizowane na prędce fantastyczne historje, cały dom zaczyna ogarniać nastrój konspiracyj i intryg.
Po kilku dniach Prout zauważył, że żyje w atmosferze bezustannej zasadzki. Ze wszystkich stron