Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otaczały go tajemniczo ostrzegawcze okrzyki, wyprzedzały jego ciężki krok, gdy przechodził, za plecami jego mruczano hasła, mające oznaczać, iż niebezpieczeństwo już minęło. M’Turk i Stalky skomponowali mnóstwo niedorzecznych i pustych frazesów, słów, które ogarniały dom, jak ogień słomę. Jedynym realnym wynikiem Komisji przeciw lichwie był rozkoszny żart. Chłopak mówił do swego kolegi z nadzwyczaj poważną miną: — „Jak sądzisz, czy u nas jest tego dużo?“ — na co kolega odpowiadał: — „Nie można być dość ostrożnym!“ Łatwo sobie wyobrazić, jak to działało na sumiennego, ludzkiego i jak najlepszej woli gospodarza domu. Z drugiej strony człowiekowi, który faktycznie starał się pozyskać szacunek wszystkich swych podwładnych, nie może być nadzwyczaj przyjemnie, gdy słyszy — choćby zdaleka — jak smagły czarnowłosy Celt o wartkim języku opisuje go jako „Popularnego Prout’a.“ Takiego człowieka oczywiście musi zaniepokoić pogłoska, iż chłopak, nie cieszący się jego zaufaniem, opowiada o zmroku jakieś dziwne, niesłychane historje i nawet rafinowana a subtelna uprzejmość — uprzejmość, z jaką wyrozumiali dorośli traktują lękliwe dzieci, a jakiej Stalky używał wobec Prout’a — nie mogła przywrócić mu spokoju umysłu.
— Mam wrażenie, jak gdyby ton domu zmienił się — zmienił się na gorsze — zwrócił Prout uwagę