Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pójdę poprawiać zadania francuskie. Podczas obiadu King zgnębi swemi kalamburami jakiegoś trzynastoletniego mikrusa, potem opowie nam swe dowcipy i wszystko znów będzie dobrze.
— Ale cóż ja zrobię z tą trójką? Czy oni istotnie są tak zepsuci?
— Nonsens! — rzekł mały Hartopp — Gdybyś pan choć chwilę o tem pomyślał, zobaczyłbyś pan, że cała ta przedwcześnie dojrzała bujność bezwstydnej wyobraźni, na jaką King się uskarża, pochodzi wyłącznie od niego. Jak to powiada poeta: „Sam wyhodował pióra, które nadają lot strzale.“ Naturalnie, nigdy tego nie przyzna. Chodźcie na chwilę do pokoju do palenia. Nieładnie podsłuchiwać chłopców, ale oni z pewnością gnębią teraz dom Kinga od zewnątrz. Małe rzeczy podobają się małym umysłom.
Brudnej jaskini za salą nauczycielską używano tylko jako garderoby. Szyby jej były z matowego szkła; nie było przez nie nic widać, zato można było słyszeć prawie wszystko, co mówiono przed domem. Odezwały się lekkie, ostrożne kroki od strony Nr. 5-go.
— Rattray! — wołał ktoś stłumionym głosem — okna pracowni Rattray’a wychodziły na tę stronę — Nie wiesz, czy Mr. King jest w domu? Ja dostałem — M’Turk urwał dyskretnie.