Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rych nie wymienia a za które zakupił środki dezynfekcyjne. A uczynił to dlatego, iż z własnego, gorzkiego — nader gorzkiego — doświadczenia wie, iż administracja liceum jest niedbała, zacofana, niedostateczna. Mógłby dodać jeszcze, tak niedbała, jak zarząd pewnych domów, których kierownicy pozwalają sobie teraz krytykować jego działalność. Na zakończenie nakreślił piękny szkic swej karjery naukowej z dokładnem wyszczególnieniem swych talentów i katalogiem stopni uniwersyteckich, poczem wyszedł, trzaskając drzwiami za sobą.
— Ech! — westchnął kapelan — Nędzne to nasze życie, bracia! Jak my w niem karlejemy! Niech Bóg pomoże wszystkim nauczycielom! Bardzo tego potrzebują.
— Nie lubię tych chłopców, przyznaję się — Prout z pasją dziubał widelcem obrus — i, jak panowie wiecie, nie uważam się za silnego, twardego człowieka. Ale faktycznie nie widzę najmniejszej przyczyny stosowania wobec Stalky’ego i Sp. jakichś represyj tylko dlatego, że Kinga do pasji doprowadza to — to...
— Iż wpadł w dołek, który sam wykopał — wtrącił mały Hartopp — Rozumie się, Prout. To też panu nikt nie zarzuca, żebyś pan z czczej próżności podjudzał jeden dom przeciw drugiemu.
— Karlejemy — karlejemy!
Kapelan wstał.