Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

konać, co jest w tem wszystkiem prawdy. Przez ostatnich dwanaście godzin kot zaczął się już na dobre rozkładać, ale pole bitwy po pięciu dniach nie mogłoby cuchnąć tak strasznie, jak to opisywali wysłani wywiadowcy.
— Słowo daję, pięknie się kotka spisuje! — rzekł Stalky — Czy który z was czuł kiedy w życiu podobny smród? Boże, a wciąż jeszcze nie sięga sypialni White’a!
— Nic się o nią nie bój! Daj jej tylko czas! — odpowiedział Beetle — Ta perfuma rozejdzie się po całym domu, jak bluszcz! Cóż to za żałośni Lazaryci! Żaden dom nie ma prawa robić z siebie cuchnącego kanału tuż pod nosem przyzwoitych —
— niewinnych młodych ludzi o czystych duszach i wzniosłym sposobie myślenia. Czy płoniesz żalem i skruchą? — pytał M’Turk, kiedy biegli na spotkanie domu, wracającego z kąpieli.
Ponieważ King dom swój opuścił, rozprawiano się z sobą bez najmniejszych ceremonij. Dokoła czoła maszerującego domu uganiał tłum harcowników — ze wszystkich domów — goniąc, przeganiając się, wykrzykując obelgi. Po udręczonych bokach domu maszerowali Hoplici, starsi uczniowie, rzucający bezustannie dowcipami — ciężkiemi i pierwotnemi dowcipami z okresu kamiennego. Trójka przyłączyła się do nich, bez najmniejszego podniecenia, prawie smętna.