Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Hm, hm, śmierdzi, słowo honoru! To będzie trąd lub parchy — a może jedno i drugie razem. Zabierzcie go!
— Doprawdy, panie Beetle — zwykle po dzwonieniu King przechadzał się przez parę minut przed klasą — jesteśmy panu serdecznie obowiązani za pańską diagnozę, która niemniejszy zaszczyt przynosi pańskiej chorobliwej fantazji, jak też i opłakanej ignorancji, z jaką pan tak wymownie rozprawia o tych chorobach. Teraz zaś wystawimy pańską wiedzę na próbę na innem polu.
Godzina była wesoła, ale Beetle nie narzekał tak bardzo, ponieważ King tak się śpieszył złożyć go w całopaleniu na ołtarzu swej zemsty, że zapomniał zadać mu „pensum,“ równocześnie zaś dostarczył mu mnóstwo przymiotników wartości niesłychanej, które Beetle mógł wykorzystać należycie na trzeciej godzinie. Była to lekcja algebry, którą wykładał Hartopp, i Beetle z całą powagą przystąpił natychmiast do układania poematu p. tyt. „Dom Łazarza.“
Po obiedzie King zaprowadził swych chłopców do kąpieli w Pebbleridge. Obiecał im to już oddawna, teraz jednak dużoby dał za to, żeby móc się z tego wykręcić, bo wszyscy uczniowie Prout’a wylegli na podwórze przy swym domu i, ustawiwszy się w szereg, rozmyślnie oklaskiwali go gorąco. Podczas jego nieobecności, co najmniej połowa liceum wtargnęła do zakażonych sypialń, chcąc się prze-