trafią. Śmiali się, kładąc czoła na stołach, ześliznąwszy się ze stołków, przypadli twarzami do podłogi, śmiali się bez przerwy, wijąc się na krzesłach lub chwytając się półek z książkami; śmiali się do utraty tchu.
Na tę scenę nadszedł Orrin, mający się z nimi rozmówić w imieniu całego domu.
— Nie zwracaj na nas uwagi, Orrin, siadaj. Nie wiesz nawet, jaką cześć i jaki podziw mamy dla twej osoby. Jest coś nieskończenie pociągającego w twem wysokiem, czystem czole młodzieńczem, pełnem niewinnych, pacholęcych marzeń... Jak Boga kocham!
— Uczniowie, mieszkający w naszym domu, polecili mi oddać wam to — rzekł Orrin.
To mówiąc, położył na stole złożony we czworo arkusz papieru i wyszedł z surową miną.
— To ich rezolucja! — domyślił się Beetle — Niech który z was przeczyta. Mnie się śmiać chce na sam widok tego papieru.
Stalky ostrożnie powąchał papier i rozłożył go.
— Phi! Phi! Słuchajcie! Dom z bólem i pogardą dowiaduje się o pełnem obojętności stanowisku kolegów z pracowni Nr. 5 wobec zniewag i obelg, rzucanych domowi Mr. Prout’a na zgromadzeniu, które miało miejsce w sali Nr. 12 i w myśl rezolucji uczniów domu uchwala tej pracowni naganę. Koniec.
Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/122
Ta strona została przepisana.