Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy jesteś pewny, że wsunąłeś ją dość głęboko? — spytał naraz M’Turk.
— Powtarzam ci, wsunąłem ją na całą długość mego ramienia i parasola Beetle’a. Toby było mniej więcej około sześciu stóp. Leży w samym środku tej wielkiej sypialni Kinga o dziesięciu łóżkach. Pierwszorzędna pozycja centralna — powiedziałbym. Jak się dobrze rozgrzeje, wykurzy tych chłopców i Macrei i Hartoppa. Wasz wuj Stalky jest Wielki Człowiek, jak Boga mego. Beetle, czy ty możesz sobie wyobrazić, jaki on jest Wielki Człowiek?
— Jakże? Przecie to ja pierwszy miałem ten pomysł, a tylko...
— Tylko, że bez wuja Stalky’ego nie potrafiłbyś go wykonać, nieprawdaż?
— Przez cały tydzień przezywali nas śmierdzielami — mówił M’Turk — Będą się teraz mieli z pyszna
— Śmierdziel! Fuj! Śmierdziel! — doleciało z korytarza.
— A ona — już tam leży! — rzekł Stalky, opierając się na ramionach obu kolegów — Leży — gotowa ich zaskoczyć. Naprzód zacznie do nich szeptać, jak gdyby im się tylko coś śniło. A potem zacznie cuchnąć! Rany Boga, co to będzie za smród! Zróbcie mi tę przyjemność i pomyślcie o tem dwie minuty!
Wrócili do pracowni, mało co mówiąc. A potem zaczęli się śmiać — jak tylko chłopcy śmiać się po-