Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ty nie masz pojęcia, Kiciuniu, jak olbrzymią usługę oddajesz trzem młodzieńcom o czystych duszach i ożywionych wzniosłemi uczuciami.
— Będą musieli podłogę rozebrać, jak ją zechcą znaleźć — rzekł Beetle — jak to było kiedy w Numerze Dziewiątym zdechł szczur. Zużyto całą kupę środków dezynfekcyjnych.
— To będzie dopiero smród! Morowy smród!
M’Turk aż się wił, kiedy wrócił na swoje miejsce. Nadzwyczajny humor sytuacji zbił ich z nóg i związał w jeden splot.
— I pomyśleć, że to wszystko robimy — dla honoru domu!
— A oni tam na zgromadzeniu radzą teraz nad nami! — łkał Stalky, klęcząc w fosie, z głową, zanurzoną w wysokiej trawie. — Słuchajcie! Trzeba wyciągnąć z kota kulę. Prędko. Im prędzej go podrzucimy, tem lepiej.
Natychmiast zabrali się przy pomocy scyzoryka do tej przykrej roboty; we trójkę (nie pytajcie, kto ukrył trupa pod swą kamizelką), ponieśli ofiarę, starając się jak najprędzej dostać do domu; Stalky w biegu układał dalszy plan kampanji.
Zachodzące słońce, rzucające szerokie plamy światła na dachy, widziało, jak w murze jednej z sypialń zniknęło trzech chłopców i jeden parasol. W pięć minut później chłopcy wrócili, oczyścili się starannie, umyli sobie ręce, uczesali się i zeszli na dół.