Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

obalon falami tonął już w głębinie. Hugon znowu dzielnie pracował wraz z Wittą, ja zasię z gadającym ptakiem leżałem pod pokładem, nieświadom, zali żyję jeszcze, czym już umarły. Jest-ci taka choroba morska, od której człek po trzech dniach może ducha wyzionąć! Gdyśmy niebawem obaczyli ziemię, Witta oznajmił, że to Hiszpanja, i zaraześmy odbili na pełne morze. Przy brzegach snuło się mnóstwo okrętów, biorących udział w wojnie tamecznego księcia z Maurami, więceśmy się mieli na baczności, by nas ludzie księcia nie powiesili, albo Maurowie nie zaprzedali w niewolę. Zawinęliśmy do małej przystani, którą Witta znał zdawna. Nocą nadjechali tam ludzie z objuczonemi mułami, a Witta jął wymieniać bursztyn, przywieziony z Północy, na toporki żelazne i zwoje paciorków w glinianych naczyniach. Garnki te on stawiał pod pokładem, a toporki żelazne składał na dnie okrętu, wyrzuciwszy stamtąd kamienie i piasek, które przedtem obciążały należycie nasz statek. Nakupił też i wina za okruchy wonnej ambry... mały kawałeczek, niewiększy od paznokcia, sprzedawano za beczułkę wina... Ale widzę, iż przemawiam jako kupczyk.
— Nie, nie! Opowiedz nam, coście tam jadali? — zawołał Dan.
— Mięsiwo suszone na słońcu, suszoną rybę i mielony bób, którego spory zapas Witta wziął z sobą. Mieliśmy też koszyki pełne słodkich i miękkich owoców, spotykanych w kraju mauryjskim, które mają miękisz podobny do fig, tylko że