Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wtedy natychmiast Hugon zwoływał co najstarszych ludzi ze dworu — takich starych, że pewno już nic innego nie pamiętali — i roztrząsał z nimi ową sprawę. Wszystko inne szło wtedy nabok — widziałem, że nawet zatrzymywali żarna z niedomielonem zbożem — a jeżeli zwyczaj lub obyczaj okazał się taki istotnie, jaki głoszono, to już na tem zamykano sprawę — chociażby nawet było to naprzekór Hugonowi, jego życzeniom i rozporządzeniom. Dziwy to były prawdziwe!
— O tak! — odezwał się Puk, po raz pierwszy wogóle wtrącając się do rozmowy. — Obyczaj Starej Anglji żył tu jeszcze przed wtargnięciem waszych normandzkich wojaków... no i przetrwał ich, chociaż zwalczano go tak nielitościwie.
— Jam go nie zwalczał — odparł pan Ryszard. — Jam pozwalał Sasom żyć wedle ich zatwardziałych nawyków; zasię gdy moi właśni, normańscy wojacy, co ledwo szósty miesiąc popasali w Anglji, nabrali hardości i poczęli mnie uczyć, co jest obyczajem tutejszego kraju, tom się już rozgniewał nie na żarty! O, dobre to były czasy! Co za przedziwni ludzie! Jam-ci ich wszystkich miłował niepomiernie.
To rzekłszy, podniósł ramiona, jakgdyby chciał niemi przytulić do serca całą drogą mu krainę. Jaskółka, posłyszawszy chrzęst jego kolczugi, podniosła łeb i zarżała przymilnie. On zaś ciągnął dalej:
— Nakoniec, gdy na wszelakich robotach, kłopotach, a nierzadko i zgryzotach zbiegł mi rok