Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— „Mniemałem, Parnezjuszu“, rzekł Maximus, „że spędzisz całe życie jako centurjon na Wale. Ale z tego, co tu mam przy sobie“ (to mówiąc, jął gmerać w zanadrzu), „wnioskuję, że umiesz równie dobrze myśleć, jak rysować.“ I wyciągnął z zanadrza zwój pergaminów. Były to listy, pisane przeze mnie do rodziny, a pełne rysunków, przedstawiających to wojowników piktyjskich, to niedźwiedzia, to różnych ludzi, jakich spotykałem na Wale. Matka i siostra moja bardzo lubiły te rysunki.
— Maximus wręczył mi jeden z tych rysunków, podpisany: „Żołnierze Maximusa“. Obrazek przedstawiał szereg pękatych bukłaków z winem, koło których stał nasz stary lekarz ze szpitala w Hunno, lubując się ich zapachem. Ilekroć Maximus zabierał stojące w Brytanji oddziały, by wesprzeć wojsko, podbijające Galję, tylekroć przysyłał do garnizonów miejskich większą ilość wina... zapewne w celu zapobieżenia rozruchom. Stąd to u nas na Wale każdą łagiew wina przezywano „Maximusem“. Takich to Maximusów wyrysowałem liczbę pokaźną... i czubek każdego przystroiłem cesarskim szyszakiem.
— „Nie tak dawno“, mówił dalej Maximus, „o wiele mniejsze żarty pociągnęły za sobą donos do cesarza!“
— „Prawda, Cezarze!“, odrzekł Pertinax. „Zapominasz jednakże, iż było to wówczas, zanim ja, przyjaciel twojego przyjaciela, zasłynąłem jako mistrz w rzucie włócznią!“ To mówiąc podniósł