Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kotwicy mała galera, zbudowana wedle modły północno-gallijskiej. Pomost był rzucony na ląd, a żagiel do polowy rozwinięty. Zaś tuż pod nami, w rozpadlinie górskiej, stał sam jeden, trzymając konia, Maximus, cesarz Brytanji!... Miał na sobie strój łowiecki i podpierał się, jak zwykle, laseczką. Odwrócony był do nas tyłem, ale jam go i tak poznał i zaraz powiedziałem o tem Pertinaksowi.
— „E! Zbzikowałeś jeszcze gorzej niż Allo!“, odburknął mi Pertinax. „Pewno obaj dostaliście porażenia słonecznego!“
— Maximus ani się nie poruszył, pókiśmy nie stanęli przed nim. Wtedy zmierzył mnie wzrokiem od stopy do głowy i zapytał bez ogródek: „Cóż to? Znowuś głodny? Zdaje mi się, że to taki mój los, iż karmić cię muszę, ilekroć się spotkamy! Ale mam tu strawę, to ją nam Allo ugotuje!“
— „O nie!“, sprzeciwił się Allo. „Książę udzielny na własnej ziemi nie usługuje cesarzom-włóczęgom. Nakarmię obu moich chłopców, nie pytając ciebie o pozwolenie.“ To rzekłszy, począł rozdmuchiwać przygasłe ognisko.
— „Myliłem się!“, zawołał Pertinax. „Wszyscyśmy widocznie poszaleli! Mów, czego sobie życzysz, szaleńcze zwany cesarzem!“
— Na zaciśnięte wargi Maximusa wybiegł straszliwy uśmiech, który ludzi napawał taką trwogą; ale dwa lata pobytu na Wale sprawiają, że człowiek przestaje obawiać się ludzkich spojrzeń — przeto ów uśmiech nie przeraził mnie wcale.