Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

władnych. Pozwalał im na rabunki, ale nie darzył ich nigdy litością.
— „Patrzcie-no, patrzcie!“, zawołał De Aquila. „Twoja zdrada już dawno wyszła na jaw dzięki Gilbertowi. Starczyłoby to, by powiesić choćby samego lorda Montgomerry.“
— „Prawdać to... ale oszczędź moich ludzi!“, rzecze Fulko żałośliwie. Posłyszeliśmy, jako się pluskał niby ryba w wodzie, bo przypływ wciąż się zwiększał.
— „Na wszystko czas przyjdzie!“, odparł De Aquila. „Noc długa, a wino stare, niczego więc sobie więcej nie życzym, okrom wesołej opowieści. Zacznij więc opowiadać dzieje swego żywota, jeszcze od młodych lat, które ci zbiegły w Tours. Opowiadaj żwawo!“
— „Zawstydzacie mnie do głębi duszy“, odrzekł Fulkon.
— „Przetom dokazał tego, czegoby uczynić nie zdołał ani król ani książę“, rzekł De Aquila. „Ale zacznij już opowieść, a nie pomijaj niczego.“
— „Odpraw stąd twego człowieka“ jęknął Fulkon.
— „Spełnienie tej prośby jest w mej mocy“, odrzekł De Aquila. „Ale pamiętaj, że jestem jako król duński: nie potrafię cofnąć przypływu.“
— „Jak długo będzie woda przybierała?“ spytał Fulkon i, szarpiąc swe pęta, począł pluskać się znowu.
— „Przez trzy godziny“, odrzekł De Aquila. „Masz tedy dość czasu, by opowiedzieć wszystkie