Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzy Bexlei i Cuckmere, to z psem, to z sokołem (zarówno na Żuławach jak na Wzgórkach jest wielka obfitość okazałych zajęcy), zawżdy jednak poglądając uważnie ku morzu, czy stamtąd nie nadpływają korabie normandzkie. W dżdżyste dni De Aquila przechadzał się po przyczółku wieżycy i, zżymając się na słotę, poglądał to tu, to tam, raz poraz coś nam wskazując. Ustawicznie dręczyła go myśl, jakim to sposobem statek Witty mógł tu podjechać a następnie odpłynąć niepostrzeżenie, bez jego wiedzy. Gdy zasię wiatr ustawał i okręty zarzucały kotwicę, on podążał do brzegu przystani i, gmerząc mieczem w stosie cuchnącej ryby, zagabywał marynarzy o nowości z Francji. Jednocześnie zasię poglądał bacznie w stronę lądu, czekając wieści o wojnie Henryka z baronami.
— Wielu ludzi przynosiło mu te wieści: kuglarze, arfiarze, wędrujący kramarze, markietani, księża i jeszcze inni ludkowie, a chociaż umiał kiedyindziej trzymać język za zębami, to jednak teraz, gdy mu się te wieści nie podobały, nie zważał ani na ludzi, ani na miejsce, jeno klął głośno naszego króla Henryka, przezywając go głupcem lub niemowlęciem. Sam słyszałem, jako głośno krzyczał pośród czółen rybackich: „Gdybym był królem angielskim, postąpiłbym tak, lub tak...“ A gdym jechał zobaczyć, czy założono łuczywa do wici i czy nie zmokły, on często na mnie wołał ze strzelnicy: „Idź-no, przypilnuj wici, Ryszardzie, i nie bierz sobie przykładu z naszego ślepego króla, ale obejrzyj wszystko na własne