Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w ciągu nocy i zaczął się kłócić. Na to powstał drugi człowiek z rudą głową i obił kłótnika, śmiejąc się całą gębą podczas tej operacyi, a drobna i delikatna kobietka, siedząca na oddalonej ławce, przypatrywała się całemu zajściu i nazwała pijanego „przeklętą świnią“, co było prawdą, choć nie miała bynajmniej potrzeby wyrażać tego tak dobitnie.
Potem zaczęliśmy się wspinać pod górę, przedzierając się przez pasmo gór Skalistych. Pociąg amerykański wdrapałby się nawet na prostopadłą ścianę gmachu, gdyby było potrzeba, ale siedzieć wtedy w jego wnętrzu nie byłoby nazbyt przyjemnie. Wspinaliśmy się tedy, dopókiśmy nie wjechali w sferę ostrego zimna i indyjskiego terytoryum, którego szlachetni mieszkańcy przyszli, aby nas obejrzeć. Byli płaskogłowi i nieprzyjemni. Większa część Amerykanów wyraża się o czerwonoskórych z czarującą szczerością.
— „Trzeba się ich pozbyć jak najprędzej — mówią. — Nie mamy co z nimi robić.“
Niektórzy z nich sądzą, że my w Indyach tak samo wytępiamy krajowców, i zapytywano mnie nieraz, kiedy mniej więcej może nastąpić zupełne wygaśnięcie Hindusów? Odpowiadałem, że bardzo to dalekie rzeczy. Amerykanie wogóle nazywają wzgardliwie mieszkańców Indyi „poganami.“ Mahometanie i Hindusowie zarówno są w ich oczach „poganami“, a dla odmiany nazywają ich też czasem „bałwochwalcami.“ Ale to nie należy do rzeczy, o którą szło nam w tej chwili, to jest o przebycie tunelu Stampede — przy przejeździe przez góry Skaliste.