Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

maite rasy starego lądu: Francuzi, Włosi, Niemcy i, naturalnie, Żydzi. Rezultaty tego skrzyżowania można teraz oglądać w dobrze zbudowanych, pięknych, z drobnemi rączkami kobietach, i wysokiego wzrostu, smukłych a dzielnych postaciach młodzieży. Nie potrzeba nawet złotej blaszki błyszczącej się u dewizki zegarka, ażeby rozpoznać prawego syna złotodajnego Zachodu, urodzonego kalifornijczyka. Jego to kocham, bo nie zna on, co to obawa, działa, jak mężczyzna, a serce ma równie obszerne, jak buty. I zdaje mi się, że umie on korzystać ze skarbów, któremi go świat tak hojnie zasypuje.
Skarby Kalifornii, roślinne i kopalne, to baśń czarodziejska. Znajdziecie ich opisy gdzieindziej. Mnie może nie zechcecie uwierzyć. Wszelkie rodzaje pokarmów, od ryb morskich do wołowiny, można kupić za bezcen, a ludzie tutejsi są dobrze rozrośnięci i mają zdrowe żołądki. Potrafią zażądać dziesięć szylingów za przybicie chwiejącego się zamka u kufra; zarabiają szesnaście szylingów dziennie, pracując jak cieśle; wydają dużo na podłe cygara i szaleją na widok zapasów siłackich. Gdy się pokłócą, to z bronią palną w ręce i to publicznie, na ulicy.
Wychodziłem właśnie z Mission-Street, gdy wszczęło się nieporozumienie pomiędzy dwoma panami, z których jeden przedziurawił drugiego. Kiedy policyant, którego nazwiska nie pamiętam, „zastrzelił nieszczęśliwym trafem pana Ed. Kearneya“, usiłującego zbiedz przed zaaresztowaniem, byłem na przyległej ulicy. Dziękuję za to Opatrzności. Dość już jeździć tramwajem z policjantami, którzy, siadając,