Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lotnem spojrzeniu, rzuconem na Denver. Ruch w tem mieście miał pewne podobieństwo do gwałtownego wichru w górach Skalistych. Znużyło mnie, bo zupełnie nieznani ludzie namawiali mnie na jakieś kopalnie w górach, to na kupowanie kamiennych głazów na niedostępnych górach, a nawet jakaś kobieta zażądała ode mnie, żebym jej zafundował spirytualii. Zapomniałem już, że mogą się zdarzać podobne napaści w jakimkolwiek kraju, bo zewnętrzne pozory moralności w amerykańskich miastach bywają zwykle zachowywane ściśle. Szanuję zato ten naród.
Omaha i Nebraska były tylko przystankami na drodze do Chicago, ale ujrzałem tam okropności, które szkoda byłoby pominąć. Miasto na pozór jest zamieszkałe wyłącznie przez Niemców, Polaków, Słowaków, Węgrów, Chorwatów i różne szumowiny państw, położonych we wschodniej Europie, ale założone musiało być przez Amerykanów. Żaden inny naród nie potrafiłby przeciąć ruchu na głównej ulicy dwiema liniami relsów i przeprowadzać wesoło po nich kolejowych wagonów. Wprawdzie zdarzają się w Omaha okropne wypadki przejechania, ale nikomu nie przyszłoby na myśl zbudować górą przejazd. Toby przeszkadzało rozwojowi interesów przedsiębiorstw pogrzebowych.
Posłuchajcie teraz o jednym z nich.
Jest w Omaha sklep, któremu podobnego nie widziałem nigdy i nigdzie. Okna wystawowe zapełnione są ubraniami męzkiemi i damskiemi sukniami. Ale na gorsach koszul umocowane są przody czarnych sukiennych tużurków, do których niema spodni, nic, tylko płachta czarnego, taniego sukna, spadająca