Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chodzie ma zwyczaj poganiać pociąg, jak niedoświadczony podporucznik pogania wspinającego się wierzchowca, z równą jak on nieprzezornością. Jeśli się potknie — no! to jeździec znajdzie się na ziemi, jeśli się nie potknie — no! to wszystko będzie w porządku. Ale ja wolałbym w tym razie siedzieć na koniu, niż w pociągu.
W tem miejscu pora wspomnieć o lekkomyślności Amerykanów. Nieograniczona swoboda (co mówiąc nawiasem, jest bronią nieszkodliwą w ręku jednego zaledwie człowieka na dziesięciu), rażąca zarozumiałość, i ucieszny niepokój, wynikający z suchości powietrza, a sprawiający, że każdy Amerykanin kręci się bez przerwy na krześle, nawet podczas rozmowy — wszystko to składa się na jego lekkomyślność. Nikt na świecie nie zdoła wyuczyć się jakiegoś specyalnego zajęcia za pomocą jedynie rozumowania, choćby nawet była to głowa republikanina-demokraty. Trzeba przejść praktykę, żeby się nauczyć i uczyć się całe życie, jeżeli chce się dojść do doskonałości w swoim zawodzie. Bez tego, zazwyczaj robi się byle jak, a czasami nie robi się wcale. To też i my nie wykoleiliśmy się, ale nie dzięki umiejętności maszynisty lub dokładnej budowie plantu, tylko dzięki przypadkowi. Przejrzawszy opisy katastrof kolejowych — nie drobnych wypadków, ale pierwszorzędnych katastrof — w których wywracają się wagony, zapalają się i pieką żywcem nieszczęśliwych podróżnych, na dziesięć razy w siedmiu można wyczytać pocieszające objaśnienie: „Wypadek spowodowało rozstąpienie się relsów.“ To znaczy, że relsy przymocowane były w złączeniach tak niedba-