Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie wiem już której jego powieści i poszedłem dalej sam.
Porządek, cisza i gruntowny, spokojny dostatek, są wybitną cechą miasta Słonego Jeziora. Domy stoją otoczone bujnemi, dobrze utrzymanemi trawnikami, wszystkie do siebie podobne i zbliżone wartością. Pnące rośliny osłaniają fronty, a wiatr szumiący po szerokich, pustych ulicach, wysadzonych krzewami, przynosi zapachy siana i kwiatów.
Na płaskowzgórzu, górującem nad miastem, stoi załoga wojskowa, piechota i artylerya. Stan Utah może robić prawie wszystko, co mu się podoba, do tej pożądanej chwili, gdy przewaga pogańskich głosów zmiecie szczątki mormonizmu; ale załoga stoi tam na wszelki wypadek. Ogromni, grubokostni z paszczami rekina i wielkiemi uszami farmerzy, czasami obstają zawzięcie przy swojem sekciarstwie, i do niedawna jeszcze, dla nielicznych pogan pobyt w mieście mormonów nie był przyjemnym. Dziś niema już tajnych ani jawnych morderstw, ni podpaleń, i jedyna broń, jaką się mormoni posługują, to słabe bojkotowanie intruzów. Dzienniki budzą nieufność względem „pogan“, a w świątyni każdej niedzieli kaznodzieje przemawiają w tym samym duchu. Kiedym wszedł do świątyni, zastałem tam pełno ludzi, którym nie zaszkodziłoby umycie. Podniósł się jakiś człowiek i zaczął mówić, że są oni wybrańcami Boga, potomkami Izraela, że powinni być posłuszni swym kapłanom, i że nadejdą lepsze czasy. Przypuszczam, że musieli słyszeć to już tyle razy, iż słowa te nie czyniły na nich wrażenia. Oddychali cięż-