Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pokryte poczerniałem poszyciem, spuszczającem się falisto stopniami i ginącem wśród liści. Japończycy igrają ze słomą, jak my z gliną do modelowania; ale jakim cudem lekkie krokwie mogą udźwignąć podobny ciężar, jest to zagadką dla oka profanów.
Zeszliśmy po schodach do herbaciarni.
— Trzeba zdjąć buty — oznajmił Y-Tokai.
Mogę was upewnić, że człowiek, siedzący na schodach herbaciarni i szamoczący się z zabłoconemi butami, niema wspaniałej miny. I trudno mieć eleganckie maniery, mając nogi odziane tylko w pończochy, i wchodząc do herbaciarni po wygładzonej posadzce, gdy ładne dziewczęta patrzą na ciebie ciekawie i pytają, czy ci się tu podoba? Radzę każdemu wziąć z sobą parę strojnych pantofli z wyszywanej skóry lub jedwabnych, byle nie przyszedł tak, jak ja, w bronzowych tanich skarpetkach, z cerami na piętach, na rozmowę z dziewczętami w kawiarni.
Wprowadziły nas trzy, a wszystkie ładne i świeże, do pokoju wyłożonego skórą złotawo-brunatnego niedźwiedzia. Tokmoma — rodzaj niszy — za całe umeblowanie miało obrazek, przedstawiający nietoperzy wirujących wśród zmierzchu i bambusową żardinierkę z żółtemi kwiatami. Sufit wyłożony był gładkiem drzewem, z wyjątkiem wąskiego paska obok okna, ozdobionego plecionką z wiórów cedrowego drzewa, oddzieloną od reszty sufitu brunatnym bambusem tak wygładzonym, że wyglądał jak pociągnięty lakką. Lekkie dotknięcie usunęło na bok ścianę i weszliśmy do obszernego pokoju, gdzie także była tokmoma, opra-