Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chodu. Młodsi noszą niekiedy okrągłe filcowe kapelusze, czasami surduty i spodnie i coś nakształt butów. Wszystko obrzydliwe. Podobno w stołecznych miastach strój europejski jest raczej regułą niż wyjątkiem. Jeżeli tak jest rzeczywiście, gotów jestem przypuścić, że grzechy przodków, którzy siekali misyonarzy jak kotlety, zostały ukarane w dzisiejszem pokoleniu zaćmieniem artystycznego poczucia. Jednak kara wydaje się jeszcze sroższą od winy...
Zachwycały mnie rumieńce na twarzach, uśmiechy tłustych dzieci i zdumiewająca odrębność wszystkiego wokoło mnie. Tak to dziwnie znaleźć się w kraju wyszukanej czystości i przechadzać się po mieście zabudowanem domkami dla lalek. Japonia jest źródłem rozkoszy dla ludzi małego wzrostu. Nikt nad nimi nie góruje, a oni sami mogą patrzeć z góry na kobiety, tak jak być powinno.
Wszedłem do sklepu osobliwości i poraz pierwszy w życiu doznałem uczucia, że jestem barbarzyńcą, nie prawdziwym sahibem. Błoto uliczne przywarło grubą warstwą do moich butów, a on, właściciel przybytku niepokalanej czystości, zaprosił mnie, żebym przeszedł po wygładzonej posadzce i białych matach do pokoju w głębi. Przyniósł mi matę pod nogi, co tylko pogorszyło sprawę, bo ładne dziewczątko chichotało z za węgła, przyglądając się ćwiczeniom dokonywanym przezemnie. Przeszedłem potem przez sionkę szeroką na dwie stopy, zastałem za nią istne cacko, ogródek z karłowatemi drzewinami, uderzyłem głową o drzwi i dostałem się do skarbczyka pełnego takich cudowności, że mimowoli zniżyłem głos.