Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

roka, sześć stóp długa. Bunnia opiera jednę rękę na ruszcie z kutego mosiądzu z wyobrażeniem straszliwego smoka, lekko zarysowanego na powierzchni. Piecyk pełny jest popiołu, ale na macie niema go ani ździebełka. Obok leży zielony skórzany kapciuch, ściągnięty na czerwone sznurki, napełniony tytoniem, krajanym cienko jak bawełna. Bunnia napełnia tytoniem długą, czarną z czerwonem fajeczkę z lakki, zapala ją od węgli na ruszcie, pociąga dwa razy i fajeczka już wypalona. Niema jednak żadnego śladu na macie. Za sobą ma bunnia zasłonę z bambusowej trzciny i paciorków, łagodzącą światło w tym pokoju z żółtawą posadzką i z sufitem z prostego, cedrowego drzewa. W pokoju niema nic, oprócz krwawoczerwonego koca, rozłożonego gładko jak arkusz papieru. Za pokojem jest sionka z tak wygładzonego drzewa, że odbija się w niem światło. Na końcu sionki widoczna dla oka bunnii stoi karłowata sosenka, dwie stopy wysoka, w zielonym polewanym wazonie, a obok gałązka azalei krwisto-czerwonego koloru jak koc, wetknięta w blado- szary dzbanek. Bunnia postawił to wszystko dla własnej przyjemności, dla rozkoszy swych oczu, bo jest rozmiłowany w pięknie. Biały człowiek nie wpływa na jego upodobania, a utrzymuje on dom w niepokalanej czystości, bo lubi porządek i czuje, że w tem jest artyzm i piękno. Cóż my możemy na to powiedzieć, my, europejczycy?
Idźmy dalej, w głąb Nagasaki...
Z wyjątkiem ohydnego policyanta, który się upiera udawać europejczyka, ludzie, to jest pospólstwo, nie gonią bynajmniej za niegustownem ubraniem z Za-