Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

między Kantonem a Hong-Kongiem jest olbrzymi, a parowiec codzień przebiega dziewięćdziesiąt mil między jednym a drugim portem. Chińscy podróżni są nieodmiennie zamykani na klucz z chwilą wypłynięcia z portu i codzień komplet nabitych karabinów w oficerskiej kajucie podlega ścisłemu obejrzeniu. I codzień, jak sądzę, kapitan każdego statku opowiada obieżyświatom, jak raz chińskie dżonki napadły na parowiec w niebezpiecznym załamie rzeki, a jednocześnie pasażerowie Chińczycy powstali na pokładzie i rzucili się na załogę. Dziwny to naród ci Chińczycy! Niedawno temu w Hong-Kongu zrobili awanturę z powodu fotografowania robotników kulisów, a w chwili największej zajadłości, stary, roztrzęsiony chiński statek wojenny stanął w pozycyi bojowej, z zamiarem zbombardowania firmy fotograficznej, która zaproponowała kulisom zdjęcie fotografiii. Zapomnieli, że i statek i załoga mogłyby zostać w puch rozbite w ciągu dziesięciu minut!
Nie było chińskich piratów na naszym statku „Ho-nana“, tylko podróżni czynili, co mogli, dla wzniecenia pożaru, wywracając lampy, służące do zapalania fajek i opium. Statek przeciskał się z trudem przez zatłoczoną przystań, a potem zanurzył się w gęstą mgłę i deszcz lejący potokami. Olbrzymie śrubowce parowe, chińskie czółna, głęboko zanurzające się w wodzie, naładowane świniami, kołyszące się dżonki i sampany zapełniały całą wodną przestrzeń.
W Kantonie pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy są olbrzymie wieże katolickiej katedry. Odsłońcie przed nią głowy, bo to symbol niezmiernego znacze-