Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w pobliżu? Bardzo piękne są te cmentarze i bardzo starannie utrzymane. Skalista ściana wzgórza wznosi się tak blizko, że najpóźniej pochowani umarli mogliby prawie ze swych mogił objąć wzrokiem całe pole. Nawet tu, zdala od walczących kościołów, grzebią osobno wyznawców każdej z chrześciańskich religij. Jedno wyznanie maluje ogrodzenie na biało, inne na niebiesko. Ostatnie, położone najbliżej trybuny wyścigowej, wypisało wyraźnemi literami Hodie mihi cras tibi. Nie! nie chciałbym bywać na wyścigach w Hong-Kongu! To wzgardliwe, milczące towarzystwo za murem obok trybuny, popsułoby mi całą przyjemność...
Chińczycy niechętnie pokazują swoje cmentarze. Odszukaliśmy je z trudnością, błądząc ze wzgórza na wzgórze, poprzez zarośla i uprawne pola, dopóki nie dotarliśmy do wsi, zamieszkałej przez białe i czarne świnie, otoczonej poszarpanemi czerwonemi skałami, po za któremi leżeli umarli. Cmentarz był ubogi, ale pięknie położony.
Przez ostatnie pięć dni przyglądałem się bacznie zagadkowym istotom o żółtej świecącej skórze — Chińczykom — i dojść nie mogłem, dlaczego oni tak dbają o to, ażeby spoczywać na wieki w malowniczem położeniu, ani tego, jakim sposobem zdają sobie sprawę z malowniczości miejsca. Dostają się oni tam wtedy, gdy postradali zdolność widzenia, a przyjaciele palą rakiety nad ich mogiłą na znak tryumfu.
Owego wieczora jadłem obiad u Taipana w jego pałacu. Utrzymują ludzie, że już zaginął w Kal-