Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Spuściliśmy się z powrotem z pomocą tego samego zdumiewającego tramwaju, utrzymując uporczywie, że nie doznajemy żadnego wrażenia i udaliśmy się na poszukiwanie cmentarza chińskiego.
— Idźcie na Dolinę Szczęścia — powiedział nam ktoś doświadczony. — Na tej dolinie jest pole wyścigowe i cmentarze.
Żołnierze uśmiechali się do nas z werand wspaniałych trzypiętrowych koszar; a wszystkie „niebieskie kurtki“[1] z całego okręgu zebrane były w królewskim klubie marynarzy i rozpromieniały się uśmiechami dla nas. Niebieskie kurtki są to piękne, krzepkie stworzenia, ale... serce moje dawno już oddałem Tomkowi i jego tylko kocham!

Dostaliśmy się do Doliny Szczęścia drogą wiodącą do pomnika, postawionego zmarłym Anglikom. Takie rzeczy z upływem czasu przestają wzruszać. To jest tylko posiew na wielkie żniwo, z którego owoce zbierać będą dopiero dzieci naszych dzieci. Ludzie ci polegli w bitwach lub zginęli od chorób. Ale zato mamy Hong-Kong, uczyniliśmy je wielkiem miastem, zbudowanem na skale, zaopatrzyliśmy je w pole wyścigowe, opasane z jednej strony państwem umarłych — mahometan i chrześcian. Bambusowy płot oddziela pole wyścigowe od cmentarzy. Może to i dobre dla Hong-Kongu, ale czyby wam było przyjemnie śledzić bieg swojego wierzchowca z posępnem wspomnieniem tych, „którzy odeszli“ i spoczywają

  1. Nazwa popularna piechoty marynarki. (P. tł.).