Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzystw handlowych, ajencyj i t. p., a wszystko towarzystwa udziałowe, przynoszące zyski.
— Niedosyć na tem — objaśniał dalej Taipan. — Prawie każdy człowiek zakłada tu towarzystwo.
Wyjrzałem przez okno, chcąc zobaczyć, jak się to odbywa. Trzej ludzie w kapeluszach, zsuniętych na tył głowy, rozmawiają przez dziesięć minut. Do nich przyłącza się czwarty z notatnikiem. Wszyscy sterują ku hotelowi po materyały piśmienne — i towarzystwo już zawiązane.
— Ztąd wypływa bogactwo Hong-Kongu — mówił Taipan. — Wszystko tu popłaca, zacząwszy od mleczarstwa. Przebyliśmy głodne lata, a teraz nadeszły urodzajne.
Objaśniał mnie pobłażliwie, przypuszczając, że nie zrozumiem. Obracałem się wśród interesów niepojętych dla mnie, rozmawiałem z ludźmi, których myśli były w Hau-hou, w Fu-czu, w Amoy, a nawet dalej, po za ujściem Yang-tse, gdzie prowadzą handel Anglicy.
Uciekłem z tego zgromadzenia założycieli towarzystw akcyjnych i pobiegłem na górę. Całe Hong-Kong jest górzyste, tylko nie wtedy, gdy mgła zasłania wszystko, oprócz morza. Paprocie wyrastające w drzewa strzelały z ziemi, azalie mieszały się z paprociami, a nad wszystkiem górowały bambusy. Zastałem tam tramwaj stojący na głowie i poruszający nogami w tumanach mgły. Nazywa się to tramwaj Wiktoryi i holowany jest za pomocą liny po stromej górze, pod kątem 65°, lecz na tych, którzy widzieli